Powinnismy oddawac 1 reaktor co dwa dni co wiecej czytalem gdzies (lub ogladalem film nie pamietam), ze jakby ktos chcial hipotetycznie zastapic wszystkie inne zrodla energii energia jadrowa okazalo by sie ze zasoby uranu na swiecie starcza na 3 – 4 lata. Trzeba podkreslac ze energia jadrowa to NIEODNAWIALNE zrodlo energii ale chyba wiekszosc ludzi mysli inaczej…
to prawda. Aczkolwiek w kolejce stoją jeszcze elektrownie na Tor. Myślę że nie ma tu zagrożenia tym bardziej że energia nuklearna nigdy nie osiągnie takiego nasycenia żeby nam nagle uranu zabrakło (przynajmniej obserwując dzisiejsze tempo sie na to nie zanosi). Także spokojnie. za te kilkadziesiąt lat to może będziemy mówić o zupełnie innych pierwiastkach. Może jeszcze po drodze ITER zacznie działać.
Witam,
Po pierwsze: energia jądrowa nie służy do zastępowania wszystkich innych źródeł energii. Wystarczy, że wytwarza elektryczność. Gdyby jeszcze można było resztę energii cieplnej wykorzystać do ogrzewania domów, wtedy byłoby rewelacyjnie. Tak czy siak ujmowanie energii jądrowej w całkowitej energii pierwotnej jest nadużyciem.
Po drugie: dzisiejsze reaktory o termicznym spektrum neutronów „marnują” ogromne ilości uranu. Z ilości uranu jaką trzeba wydobyć dla typowego współczesnego reaktora można wytworzyć 80-90 razy tyle elektryczności, pod warunkiem zastosowania reaktora na neutrony prędkie (sodowego, ołowiowego lub gazowego). To prawda, że technologie reaktorów prędkich nie są do końca dopracowane a zamknięty cykl paliwowy(plutonowy) jest 40 do 100 procent droższy od cyklu otwartego(uranowego). Ale gdy tani uran się skończy, wtedy te reaktory staną się atrakcyjne ekonomicznie a na już wydobytym uranie i „zużytym” paliwie popracują przynajmniej 80 razy dłużej niż obecne reaktory. Nie wiem jaka ilość uranu została założona do wyliczenia tych 3-4 lat (wspomnianych przez kolegę FutureWatch), bo w przeciągu ostatnich 9-ciu lat zmierzone konwencjonalne zasoby uranu wzrosły z 2 mln ton do ponad 5 mln ton. Według jednego z raportów dla amerykańskiego Departamentu Energii (DOE) szacowane konwencjonalne zasoby uranu wynoszą łącznie 14 mln ton a niekonwencjonalne – 22 mln ton(pokłady fosforanów) oraz 4 miliardy ton(woda morska). Oczywiście, uran wyekstrachowany z wody morskiej kosztuje 10 razy tyle co konwencjonalny, ale dla reaktorów prędkich byłby i tak relatywnie 8 razy tańszy od obecnego.
Jeśli ktoś chce sobie oszacować na jak długo starczyłoby nam tego uranu to przelicznik jest prosty: 1 tona uranu(w cyklu zamkniętym) na gigawat elektryczności rocznie, czyli np. 5 mln ton starcza dla 5000 gigawatowych elektrowni na 1000 lat. Ach, zapomniałem – przecież uran z wody morskiej jest NIEODNAWIALNY. Przecież w litosferze nie ma 10 BILIONÓW ton uranu a góry nie erodują i nie wypiętrzają się nowe.
A tak na marginesie – toru w litosferze jest co prawda 3.5 raza więcej niż uranu, ale niestety nie rozpuszcza się w wodzie morskiej tak dobrze jak uran. Jak dotąd zidentyfikowano jedynie 4.5 mln ton toru w zasobach konwencjonalnych, ale to dopiero początek. Przelicznik dla toru jest taki sam jak dla uranu.
Pozdrawiam
T.K.
Nie sądzę żeby zestawienie źródeł Energi było manipulacją. Oczywiście zastępowanie np ropy prądem w transporcie jest bardzo korzystne ze względu na większa sprawność silników elektrycznych od spalinowych w przetwarzaniu energii pierwotnej. W ciepłownictwie to juz nie jest taka prosta relacja.
Zauważ też, że nie wieszcze jakiegoś załamania na rynku Uranu. Zestawiam pewne liczby do zastanowienia. Z drugiej strony skoro jest tak dobrze to czemu jest tak źle. Skoro Uran jest tak dostępny i energia atomowa jest taka tania to dlaczego jest jej tak mało? Nie wiem tego i mnie to trochę dziwi.
Linki jakie moge dać to np raport EWG: (choć nie zauważyłem tam nic o wodzie morskiej a skądinąd wiem że jest taka możliwość. Nie znam EROEI takiego procesu)
W porządku, o tym czy jest to manipulacja decydują intencje autora. Ale biorąc pod uwagę prawie dwukrotnie wyższą efektywność transportu elektrycznego w porównaniu ze spalinowym, tylko połowę energii z ropy trzebaby zastąpić energią jądrową. Z drugiej strony pozostałych zastosowań ropy w ogóle nie ma jak zastąpić atomem, więc łączenie tego na jednym wykresie jest niewystarczająco miarodajne. I chociaż uważam, że wiele z tej energii dałoby się zastąpić EJ to w tych ramach czasowych niewiele wskóramy.
Pytasz dlaczego jest tak źle skoro powinno być tak dobrze. Otóż, energia jądrowa może być albo tania albo bardzo droga. Francuzi na przykład stworzyli swoją wysoce ustandaryzowaną flotę 58 elektrowni o łącznej mocy 63 gigawatów za niecałe 75 mld euro (w cenach z 2004 roku – http://www.world-nuclear.org/reference/pdf/economics.pdf ). Natomiast Amerykanie budowali elektrownie dostosowane do konkretnej lokalizacji, indywidualnie projektowane (każdy projekt musiał zostać przebadany przez NRC), z uwzględnianiem zmian na etapie budowy (na skutek działalności aktywistów oraz w efekcie awarii w Three Mile Island NRC generowała kilkadziesiąt tysięcy regulacji prawnych rocznie), w okresie 10 procentowej inflacji (milion dolarów strat za każdy dzień przestoju w budowie), przez niedoświadczonych podwykonawców, a wszystko to pod pręgierzem nieprzychylnej opinii publicznej a w szczególności mediów. Potem doszedł jeszcze Czarnobyl. Na końcu mojego postu dołączyłem przetłumaczony przeze mnie artykuł z 1988 roku o elektrowni Shoreham. W takim kontekście politycznym nie ma się co dziwić, że nikt się nie palił do budowy nowych EJ tym bardziej, że tani gaz i węgiel można było spalać do woli. Co ciekawe, w tamtym okresie do budowy elektrowni węglowej nie było wymagane kosztowne i długotrwałe badanie jej wpływu na środowisko (przynajmniej w USA).
Natomiast sprawy z uranem mają się mniej więcej tak: około 2000 roku uran był śmiesznie tani – po 7 dolarów za funt. Tak absurdalnie niska cena spowodowała, że na rynku zostały jedynie te kopalnie, które eksploatowały najtańsze złoża uranu. Wszystkie droższe kopalnie pobankrutowały. W ten sposób światowe zdolności wydobywcze mocno się zmniejszyły. To nie był żaden problem – przewidywano, że atomówki będą się powoli wykruszać. Na dodatek, Amerykanie i Rosjanie postanowili się rozbroić – na dzień dzisiejszy wysoko wzbogacony uran wojskowy(HEU) dostarcza ekwiwalent ok. 40% rocznego światowego wydobycia uranu. Ale, o ile mnie pamięć nie myli, to ok. 2013 roku jego zapasy się skończą. Na domiar złego, w ostatnich dwóch latach zalało kilka dużych kopalni – w Kanadzie, Australii i chyba w USA. I są pewne problemy z przywróceniem ich do stanu używalności (w środowisku producentów uranu żartuje się, że albo wody jest za mało albo za dużo). Ten uran nigdzie nie wyparował, ale możliwe, że nie uda się go wydobyć w terminie.
Amerykańskie EJ pochłaniają rocznie 21 tys. ton uranu z 68 tys. ton rocznego światowego zużycia. Niestety, z powodu prawnego zakazu recyklingu zużytego paliwa nie posiadają żadnego potencjału produkcyjnego paliwa plutonowo-uranowego(MOX), który pozwoliłby im zredukować o jedną trzecią zapotrzebowanie na uran. To oczywiście nie koniec problemów z zaopatrzeniem w uran. W latach 80-tych na farmie w południowej Virginii odkryto największe amerykańskie złoże uranowe. Właściciel tego terenu sprawdzał ostatnio możliwości wydobywania wartego w przybliżeniu 10 mld dolarów uranu. I pomimo faktu, że uran wydobywa się bezpiecznie od dziesięcioleci w Nowym Meksyku, Nebrasce, Utah i Wyoming, władze Virginii zakazały właścicielowi gruntów nawet testowania możliwości wydobywczych. Tego typu zakazy lokalnych władz mają miejsce w Kanadzie, Australii, Słowacji a nawet w Indiach, które cierpią na chroniczny niedobór paliwa atomowego(tam zdaje się protestują mieszkańcy, bo nie chcą umierać na raka). Ale jest też światełko w tunelu. Kazachstan planuje w najbliższym czasie potroić swoje wydobycie. No i oczywiście jeszcze względnie wysoka cena uranu tj. ok 59 dolarów za funt (wynosiła już prawie 150) sprzyja ekspansji górnictwa uranu. W Nigerii zdaje się jacyś bojownicy zwietrzyli pismo nosem i próbują wyrwać dla siebie kawałek zysków z wydobycia. Tak więc, zasoby uranu to jedno, a zdolności wydobywcze to drugie. Osobiście uważam, że nie dalibyśmy rady wydobywać np. 200 tys. ton uranu rocznie dla tysiąca elektrowni typu lekkowodnego(BWR i PWR), ale z paliwem typu MOX i testowanym obecnie w Rosji paliwem plutonowo-torowym dałoby się utrzymać nawet kilkutysięczną flotę reaktorów o termicznym spektrum neutronów. Jednak zarówno te reaktory jak i otwarty cykl paliwowy nie mają przyszłości.
Co się zaś tyczy raportu Energy Watch Group, to gdybym nie wiedział co to za jedni to pomyślałbym, że raport napisał pesymista z depresją. Ale bez żartów. Raport napisali „niezależni naukowcy i eksperci” związani z założycielem EWG, czyli tym panem – http://en.wikipedia.org/wiki/Hans-Josef_Fell
oraz z fundacją Ludwiga Bolkowa, której „Important fields of activity are”: Renewable energies, energy efficiency, reduction of greenhouse gas emissions, introduction of hydrogen as an energy carrier produced by renewable energy sources, fuel cells, and future availability of fossil energies.
(zaiste, jakby komuniści wypowiadali się na temat kapitalizmu).
Autorzy ci prezentują następujące opinie:
Uważają, że tylko 2-3 mln ton z szacowanych 14 mln ton zostanie wydobyte – reszty uranu albo nie ma albo jego wydobycie będzie wymagało tyle samo energii co da się odzyskać.
Prawdopodobny brak tego uranu opierają na tajemniczym zniknięciu miliona ton spekulatywnych zasobów amerykańskich na początku lat 80-tych. Autorzy oczywiście nie mają pojęcia dlaczego tak się stało, ale najwyraźniej oczekują, że coś podobnego stanie się jeszcze za ich życia. Od ostatniego takiego wydarzenia minęło już 26 lat, niestety International Atomic Energy Agency w tym roku znowu zwiększyła konwencjonalne zasoby(do 130$/kg) z 4.7 mln ton do 5.5 mln ton, a zasoby spodziewane na bazie charakterystyk geologicznych z 10 mln do 10.5 mln ton. Jeśli zaś chodzi o to tajemnicze zniknęcie zasobów amerykańskich w 1982 roku to znalazłem tylko krótką notkę pod adresem http://www.osti.gov/energycitations/product.biblio.jsp?osti_id=7036758
Ach… jak cudownie by było, gdyby okazało się, że zniknięcie miliona ton zasobów do 80$/kg było skutkiem wzrostu kosztu ich wydobycia i wypadnięcia z zakresu cenowego 🙂
Natomiast ujemny bilans energetyczny wydobycia bardzo ubogich rud (poniżej 0.02% uranu), do których autorzy zaliczają większość spodziewanych geologicznie(ale jeszcze nieodkrytych) zasobów, opierają na publikacji niejakiego Storm van Leeuwen-a i Smith-a(SLS) i ich genialnej formuły, której nie kwestionują nawet analizy z Uniwersytetu w Sydney.
Zgodnie z tą formułą kopalnia Olympic Dam w Australii (ruda o koncentracji 0.05%) powinna zużywać (do produkcji swoich 4600 ton uranu) odpowiednik 2-ch GigaWato-lat energii. Tylko tak się jakoś składa, że kopalnia ta zużywa w rzeczywistości odpowiednik 0.22 GigaWato-roku energii (z innego źródła wiem, że 80% produkcji tej kopalni stanowi miedź). Rozbieżność teorii i praktyki o prawie rząd wielkości. Pod tym adresem można znaleźć stosowne wyliczenia – http://nuclearinfo.net/Nuclearpower/TheScienceOfNuclearPower
W przypadku kopalni Rossing w Namibii (ruda 0.03%) rozbieżności są jeszcze bardziej druzgocące dla panów SLS. Otóż, kopalnia ta powinna(według formuły) zużywać 2.6 GigaWato-roku, tymczasem roczne zużycie energii tej kopalni wynosi 0.03 GigaWato-roku co skutkuje 86-cio krotnym przeszacowaniem teorii panów SLS.
Inna ciekawostka: panowie SLS dla rudy 0.01% przewidują ZEROWY uzysk uranu pomimo, że uzysk teoretyczny wynosi 70%.
Oczywiście wszystkie wyliczenia energetyczne w publikacji panów SLS, bazują na danych historycznych i odnoszą się tylko i wyłącznie do poprzedniej generacji reaktorów lekkowodnych oraz zbudowanych jeszcze w latach sześćdziesiątych energochłonnych zakładów wzbogacania uranu. Jak sami twierdzą innych danych nie mają, więc przewidują przyszłość opierając się na przeszłych osiągnięciach a nie na najnowszych. Twierdzą również, że jedyny wciąż pracujący rosyjski reaktor sodowy powielający nie jest tak na prawdę powielający, bo jak do tej pory nie powielano w nim uranu a jedynie spalano pluton. I dopiero jak zobaczą, że reaktor jest bezpieczny i powiela nowe paliwo sam dla siebie to ogłoszą całemu światu, że energia jądrowa jednak ma przyszłość (jak cena uranu nie wzrośnie do 350$/kg jeszcze za życia panów SLS to mamy przechlapane:). A tak na marginesie – po cholerę mieliby Ruscy powielać pluton w swoim BN-600 skoro na mocy traktatu rozbrojeniowego muszą redukować jego zapasy, a przecież ichnie lekkowodne wytwarzają 250 kg plutonu na łebka rocznie?
A wracając do samego raportu – znajduje się tam sporo innych, przypuszczalnie prawdziwych informacji o energetyce jądrowej, ale bez znaczenia w długiej perspektywie czasowej.
Pozdrawiam
T.K.
P.S.
Oto wspomniany artykuł Samuela McCrakena z National Review z 1988 roku.
Elektrownia Shoreham i Partyzantka Aktywistów
W zeszłym miesiącu mieszkańcy stanu Nowy Jork ubili niezły interes: nabyli elektrownię atomową Shoreham na Long Island, kompletną i prawie gotową do pracy, o wartości 5.3 miliarda dolarów za jednego jedynego dolara.
Jeśli zastanawiasz się czytelniku dlaczego właściciel elektrowni, kompania LILCO, była skłonna ją sprzedać z takim rabatem, odpowiedź kryje się w zwrocie „prawie gotową do pracy”. Wszystko czego brakuje elektrowni Shoreham to licencja operacyjna, na którą czekała od zakończenia budowy w 1984 roku. Nie ma tej licencji, ponieważ Stan Nowy Jork do spółki z hrabstwem Suffolk odmówiły wzięcia udziału w opracowaniu planów awaryjnej ewakuacji, które są wymagane w procesie przyznawania licencji przez Atomową Komisję Regulacyjną (NRC). Wcześniej tego roku, wyglądało na to, że NRC w końcu straciła cierpliwość do lokalnych władz i udzieli licencji bez ich udziału. Niestety wybawienie przyszło zbyt późno.
Przygnieciona ciężarem długów poniesionych podczas budowy elektrowni, kompania LILCO sfinalizowała ugodę na mocy której, poprzez ogromne odliczenia podatkowe, część strat pokryją podatnicy, a reszta spadnie na jej klientów.
Shoreham była w dużych kłopotach na długo przed tym jak władze stanowe oraz hrabstwa zorganizowały swój strajk. Jej budowa była niezwykłym wręcz przykładem opóźnień w branży, w której opóźnienia są na porządku dziennym. Została zamówiona w 1967, ale nie otrzymała zgody na budowę aż do 1973 roku. (Dla porównania, elektrownia Millestone Point II po drugiej stronie Long Island, zamówiona w tym samym roku co Shoreham, otrzymała pozwolenie na budowę 3 lata wcześniej.) Budowa elektrowni zajęła 11 lat. (Millstone Point II zbudowano w 5 lat.) I w końcu, wybudowanie Shoreham, jakkolwiek trudne, było łatwiejsze niż jej eksploatacja, która okazała się niemożliwa.
W tym samym czasie w Connecticut, elektrownia Millstone Point II kosztowała 424 miliony dolarów i do momentu ukończenia Shoreham zdążyła się zwrócić dzięki oszczędnościom na paliwie.
Elektrownia Shoreham stała się tak kosztowna z wielu powodów, włączając w to błędy zarządzania, uciążliwe regulacje, partyzancka taktyka aktywistów oraz wrogie nastawienie lokalnych władz. Wszystkie one funkcjonowały na zasadzie odwlekania. Odwlekanie spowodowało, że elektrownia była budowana w okresie wachań inflacji i oprocentowania kredytów. Shoreham kosztowała 4.8 miliarda dolarów więcej niż Millstone Point II.
Ostatnie i fatalne w skutkach opóźnienie było jednocześnie najbardziej nieuzasadnione ze wszystkich – opóźnienie w wydaniu licencji operacyjnej. To opóźnienie nie było narzucone przez władze federalne odpowiedzialne za bezpieczeństwo elektrowni atomowych. Nie orzekły one, że elektrownia Shoreham była niebezpieczna w eksploatacji. Po prostu lokalne władze poddały się anty-atomowej histerii.
Elektrownie atomowe podlegają standardom bezpieczeństwa, którym żadna inna technologia przemysłowa nie jest w stanie sprostać. Gdyby te standardy zastosować powszechnie, wtedy tankowce z ciekłym naturalnym gazem nie mogłyby wchodzić do naszych portów. Fabryki procesorów nie mogłyby produkować. I nawet elektrownie węglowe, które emitują więcej promieniowania niż jest dozwolone dla elektrowni atomowych, nie mogłyby działać.
I energetyka jądrowa utrzymuje ten standard. Ale gubernator Cuomo i jego sojusznicy wynaleźli coś nowego: nieskończenie wysokie standardy.
Kilka lat temu gubernator Cuomo ze współczuciem wyraził się o finansowych perspektywach kompanii LILCO – „Pozwólmy im się wykąpać. Są prywatną firmą.” W efekcie, tą kąpiel wezmą praktycznie wszyscy z wyjątkiem LILCO. To będzie zatłoczona balia. Klienci LILCO i wszyscy podatnicy będą w niej siedzieć. Tak samo jak i wszyscy mieszkańcy Long Island, którzy będą płacić z powodu niepewnych źródeł elektryczności. A skoro część zastępczej energii będzie generowana ze spalania węgla, który zabija poprzez zanieczyszczenie powietrza, niektórzy ludzie w tej balii nie będą jedynie mokrzy lecz martwi.
W branży atomowej w Ameryce panuje niezły chaos, w szczególności porównując z takimi krajami jak Francja, gdzie 55 procent elektryczności pochodzi z atomu. Część winy za to ponosi zarządzanie elektrowniami. Część ponoszą prawodawcy, którzy m.in. wymusili, że każda elektrownia musi być zaprojektowana na zamówienie i tak samo wybudowana, z uwzględnieniem setek zmian projektowych w trakcie budowy. I oczywiście wielką winę ponosi ruch anty-atomowy, który niezdolny do delegalizacji energetyki atomowej, uczynił wszystko co mógł żeby stała się nieekonomiczna. Do tego wszystkiego władze stanu Nowy Jork i hrabstwa Suffolk dodały nieposłuszeństwo wobec samego rządu.
Mają oni już swoich naśladowców na północy: Michael Dukakis próbuje uziemić elektrownię Seabrook za pomocą własnego strajku względem planów ewakuacyjnych. Większość polityków zaangażowanych w te praktyki pójdzie w górę lub wypadnie z obiegu kiedy przyjdzie płacić rachunki, ale ich nazwiska powinny zostać zapamiętane.
Samuel McCraken dla National Review, 24 czerwca 1988.
Co do zużycia energii pierwotnej a w szczególności ropy na poszczególne sektory to postaram się jakoś w przyszłości napisać oddzielny wpis. Moim zdaniem energia elektryczna do napędzania transportu jest jeszcze bardziej opłacalna i myślę że wpis o samochodach elektrycznych tez sie niebawem powinien pojawić
Co do raportu EWG. Wydawał mi się mocno podejrzany i nie mogłem potwierdzić tych danych z innymi źródłami dlatego nie podawałem nic we wpisach z tego raportu. Dzięki za skomentowanie go bo to tylko potwierdziło moje obawy.
Co do samej energii nuklearnej to jestem jak najbardziej za. wszystko co jest energetycznie opłacalne powinno być uruchomione w najbliższej dekadzie.
Powinnismy oddawac 1 reaktor co dwa dni co wiecej czytalem gdzies (lub ogladalem film nie pamietam), ze jakby ktos chcial hipotetycznie zastapic wszystkie inne zrodla energii energia jadrowa okazalo by sie ze zasoby uranu na swiecie starcza na 3 – 4 lata. Trzeba podkreslac ze energia jadrowa to NIEODNAWIALNE zrodlo energii ale chyba wiekszosc ludzi mysli inaczej…
to prawda. Aczkolwiek w kolejce stoją jeszcze elektrownie na Tor. Myślę że nie ma tu zagrożenia tym bardziej że energia nuklearna nigdy nie osiągnie takiego nasycenia żeby nam nagle uranu zabrakło (przynajmniej obserwując dzisiejsze tempo sie na to nie zanosi). Także spokojnie. za te kilkadziesiąt lat to może będziemy mówić o zupełnie innych pierwiastkach. Może jeszcze po drodze ITER zacznie działać.
Witam,
Po pierwsze: energia jądrowa nie służy do zastępowania wszystkich innych źródeł energii. Wystarczy, że wytwarza elektryczność. Gdyby jeszcze można było resztę energii cieplnej wykorzystać do ogrzewania domów, wtedy byłoby rewelacyjnie. Tak czy siak ujmowanie energii jądrowej w całkowitej energii pierwotnej jest nadużyciem.
Po drugie: dzisiejsze reaktory o termicznym spektrum neutronów „marnują” ogromne ilości uranu. Z ilości uranu jaką trzeba wydobyć dla typowego współczesnego reaktora można wytworzyć 80-90 razy tyle elektryczności, pod warunkiem zastosowania reaktora na neutrony prędkie (sodowego, ołowiowego lub gazowego). To prawda, że technologie reaktorów prędkich nie są do końca dopracowane a zamknięty cykl paliwowy(plutonowy) jest 40 do 100 procent droższy od cyklu otwartego(uranowego). Ale gdy tani uran się skończy, wtedy te reaktory staną się atrakcyjne ekonomicznie a na już wydobytym uranie i „zużytym” paliwie popracują przynajmniej 80 razy dłużej niż obecne reaktory. Nie wiem jaka ilość uranu została założona do wyliczenia tych 3-4 lat (wspomnianych przez kolegę FutureWatch), bo w przeciągu ostatnich 9-ciu lat zmierzone konwencjonalne zasoby uranu wzrosły z 2 mln ton do ponad 5 mln ton. Według jednego z raportów dla amerykańskiego Departamentu Energii (DOE) szacowane konwencjonalne zasoby uranu wynoszą łącznie 14 mln ton a niekonwencjonalne – 22 mln ton(pokłady fosforanów) oraz 4 miliardy ton(woda morska). Oczywiście, uran wyekstrachowany z wody morskiej kosztuje 10 razy tyle co konwencjonalny, ale dla reaktorów prędkich byłby i tak relatywnie 8 razy tańszy od obecnego.
Jeśli ktoś chce sobie oszacować na jak długo starczyłoby nam tego uranu to przelicznik jest prosty: 1 tona uranu(w cyklu zamkniętym) na gigawat elektryczności rocznie, czyli np. 5 mln ton starcza dla 5000 gigawatowych elektrowni na 1000 lat. Ach, zapomniałem – przecież uran z wody morskiej jest NIEODNAWIALNY. Przecież w litosferze nie ma 10 BILIONÓW ton uranu a góry nie erodują i nie wypiętrzają się nowe.
A tak na marginesie – toru w litosferze jest co prawda 3.5 raza więcej niż uranu, ale niestety nie rozpuszcza się w wodzie morskiej tak dobrze jak uran. Jak dotąd zidentyfikowano jedynie 4.5 mln ton toru w zasobach konwencjonalnych, ale to dopiero początek. Przelicznik dla toru jest taki sam jak dla uranu.
Pozdrawiam
T.K.
Nie sądzę żeby zestawienie źródeł Energi było manipulacją. Oczywiście zastępowanie np ropy prądem w transporcie jest bardzo korzystne ze względu na większa sprawność silników elektrycznych od spalinowych w przetwarzaniu energii pierwotnej. W ciepłownictwie to juz nie jest taka prosta relacja.
Zauważ też, że nie wieszcze jakiegoś załamania na rynku Uranu. Zestawiam pewne liczby do zastanowienia. Z drugiej strony skoro jest tak dobrze to czemu jest tak źle. Skoro Uran jest tak dostępny i energia atomowa jest taka tania to dlaczego jest jej tak mało? Nie wiem tego i mnie to trochę dziwi.
Linki jakie moge dać to np raport EWG: (choć nie zauważyłem tam nic o wodzie morskiej a skądinąd wiem że jest taka możliwość. Nie znam EROEI takiego procesu)
Click to access EWG_Report_Uranium_3-12-2006ms.pdf
i linki do wątków na forum.
W szczególności zwróć uwagę na posty „Szefunia” bo zdaje sie siedzieć mocno w temacie.
http://forum.oilpeak.pl/about470.html
http://forum.oilpeak.pl/about126.html
http://forum.oilpeak.pl/about958.html
Zapraszam w ogóle na forum bo z tego co widzę też wiesz co w atomówkach siedzi.
Pozdrawiam
Adam
W porządku, o tym czy jest to manipulacja decydują intencje autora. Ale biorąc pod uwagę prawie dwukrotnie wyższą efektywność transportu elektrycznego w porównaniu ze spalinowym, tylko połowę energii z ropy trzebaby zastąpić energią jądrową. Z drugiej strony pozostałych zastosowań ropy w ogóle nie ma jak zastąpić atomem, więc łączenie tego na jednym wykresie jest niewystarczająco miarodajne. I chociaż uważam, że wiele z tej energii dałoby się zastąpić EJ to w tych ramach czasowych niewiele wskóramy.
Pytasz dlaczego jest tak źle skoro powinno być tak dobrze. Otóż, energia jądrowa może być albo tania albo bardzo droga. Francuzi na przykład stworzyli swoją wysoce ustandaryzowaną flotę 58 elektrowni o łącznej mocy 63 gigawatów za niecałe 75 mld euro (w cenach z 2004 roku – http://www.world-nuclear.org/reference/pdf/economics.pdf ). Natomiast Amerykanie budowali elektrownie dostosowane do konkretnej lokalizacji, indywidualnie projektowane (każdy projekt musiał zostać przebadany przez NRC), z uwzględnianiem zmian na etapie budowy (na skutek działalności aktywistów oraz w efekcie awarii w Three Mile Island NRC generowała kilkadziesiąt tysięcy regulacji prawnych rocznie), w okresie 10 procentowej inflacji (milion dolarów strat za każdy dzień przestoju w budowie), przez niedoświadczonych podwykonawców, a wszystko to pod pręgierzem nieprzychylnej opinii publicznej a w szczególności mediów. Potem doszedł jeszcze Czarnobyl. Na końcu mojego postu dołączyłem przetłumaczony przeze mnie artykuł z 1988 roku o elektrowni Shoreham. W takim kontekście politycznym nie ma się co dziwić, że nikt się nie palił do budowy nowych EJ tym bardziej, że tani gaz i węgiel można było spalać do woli. Co ciekawe, w tamtym okresie do budowy elektrowni węglowej nie było wymagane kosztowne i długotrwałe badanie jej wpływu na środowisko (przynajmniej w USA).
Natomiast sprawy z uranem mają się mniej więcej tak: około 2000 roku uran był śmiesznie tani – po 7 dolarów za funt. Tak absurdalnie niska cena spowodowała, że na rynku zostały jedynie te kopalnie, które eksploatowały najtańsze złoża uranu. Wszystkie droższe kopalnie pobankrutowały. W ten sposób światowe zdolności wydobywcze mocno się zmniejszyły. To nie był żaden problem – przewidywano, że atomówki będą się powoli wykruszać. Na dodatek, Amerykanie i Rosjanie postanowili się rozbroić – na dzień dzisiejszy wysoko wzbogacony uran wojskowy(HEU) dostarcza ekwiwalent ok. 40% rocznego światowego wydobycia uranu. Ale, o ile mnie pamięć nie myli, to ok. 2013 roku jego zapasy się skończą. Na domiar złego, w ostatnich dwóch latach zalało kilka dużych kopalni – w Kanadzie, Australii i chyba w USA. I są pewne problemy z przywróceniem ich do stanu używalności (w środowisku producentów uranu żartuje się, że albo wody jest za mało albo za dużo). Ten uran nigdzie nie wyparował, ale możliwe, że nie uda się go wydobyć w terminie.
Amerykańskie EJ pochłaniają rocznie 21 tys. ton uranu z 68 tys. ton rocznego światowego zużycia. Niestety, z powodu prawnego zakazu recyklingu zużytego paliwa nie posiadają żadnego potencjału produkcyjnego paliwa plutonowo-uranowego(MOX), który pozwoliłby im zredukować o jedną trzecią zapotrzebowanie na uran. To oczywiście nie koniec problemów z zaopatrzeniem w uran. W latach 80-tych na farmie w południowej Virginii odkryto największe amerykańskie złoże uranowe. Właściciel tego terenu sprawdzał ostatnio możliwości wydobywania wartego w przybliżeniu 10 mld dolarów uranu. I pomimo faktu, że uran wydobywa się bezpiecznie od dziesięcioleci w Nowym Meksyku, Nebrasce, Utah i Wyoming, władze Virginii zakazały właścicielowi gruntów nawet testowania możliwości wydobywczych. Tego typu zakazy lokalnych władz mają miejsce w Kanadzie, Australii, Słowacji a nawet w Indiach, które cierpią na chroniczny niedobór paliwa atomowego(tam zdaje się protestują mieszkańcy, bo nie chcą umierać na raka). Ale jest też światełko w tunelu. Kazachstan planuje w najbliższym czasie potroić swoje wydobycie. No i oczywiście jeszcze względnie wysoka cena uranu tj. ok 59 dolarów za funt (wynosiła już prawie 150) sprzyja ekspansji górnictwa uranu. W Nigerii zdaje się jacyś bojownicy zwietrzyli pismo nosem i próbują wyrwać dla siebie kawałek zysków z wydobycia. Tak więc, zasoby uranu to jedno, a zdolności wydobywcze to drugie. Osobiście uważam, że nie dalibyśmy rady wydobywać np. 200 tys. ton uranu rocznie dla tysiąca elektrowni typu lekkowodnego(BWR i PWR), ale z paliwem typu MOX i testowanym obecnie w Rosji paliwem plutonowo-torowym dałoby się utrzymać nawet kilkutysięczną flotę reaktorów o termicznym spektrum neutronów. Jednak zarówno te reaktory jak i otwarty cykl paliwowy nie mają przyszłości.
Co się zaś tyczy raportu Energy Watch Group, to gdybym nie wiedział co to za jedni to pomyślałbym, że raport napisał pesymista z depresją. Ale bez żartów. Raport napisali „niezależni naukowcy i eksperci” związani z założycielem EWG, czyli tym panem – http://en.wikipedia.org/wiki/Hans-Josef_Fell
oraz z fundacją Ludwiga Bolkowa, której „Important fields of activity are”: Renewable energies, energy efficiency, reduction of greenhouse gas emissions, introduction of hydrogen as an energy carrier produced by renewable energy sources, fuel cells, and future availability of fossil energies.
(zaiste, jakby komuniści wypowiadali się na temat kapitalizmu).
Autorzy ci prezentują następujące opinie:
Uważają, że tylko 2-3 mln ton z szacowanych 14 mln ton zostanie wydobyte – reszty uranu albo nie ma albo jego wydobycie będzie wymagało tyle samo energii co da się odzyskać.
Prawdopodobny brak tego uranu opierają na tajemniczym zniknięciu miliona ton spekulatywnych zasobów amerykańskich na początku lat 80-tych. Autorzy oczywiście nie mają pojęcia dlaczego tak się stało, ale najwyraźniej oczekują, że coś podobnego stanie się jeszcze za ich życia. Od ostatniego takiego wydarzenia minęło już 26 lat, niestety International Atomic Energy Agency w tym roku znowu zwiększyła konwencjonalne zasoby(do 130$/kg) z 4.7 mln ton do 5.5 mln ton, a zasoby spodziewane na bazie charakterystyk geologicznych z 10 mln do 10.5 mln ton. Jeśli zaś chodzi o to tajemnicze zniknęcie zasobów amerykańskich w 1982 roku to znalazłem tylko krótką notkę pod adresem
http://www.osti.gov/energycitations/product.biblio.jsp?osti_id=7036758
Ach… jak cudownie by było, gdyby okazało się, że zniknięcie miliona ton zasobów do 80$/kg było skutkiem wzrostu kosztu ich wydobycia i wypadnięcia z zakresu cenowego 🙂
Natomiast ujemny bilans energetyczny wydobycia bardzo ubogich rud (poniżej 0.02% uranu), do których autorzy zaliczają większość spodziewanych geologicznie(ale jeszcze nieodkrytych) zasobów, opierają na publikacji niejakiego Storm van Leeuwen-a i Smith-a(SLS) i ich genialnej formuły, której nie kwestionują nawet analizy z Uniwersytetu w Sydney.
Zgodnie z tą formułą kopalnia Olympic Dam w Australii (ruda o koncentracji 0.05%) powinna zużywać (do produkcji swoich 4600 ton uranu) odpowiednik 2-ch GigaWato-lat energii. Tylko tak się jakoś składa, że kopalnia ta zużywa w rzeczywistości odpowiednik 0.22 GigaWato-roku energii (z innego źródła wiem, że 80% produkcji tej kopalni stanowi miedź). Rozbieżność teorii i praktyki o prawie rząd wielkości. Pod tym adresem można znaleźć stosowne wyliczenia – http://nuclearinfo.net/Nuclearpower/TheScienceOfNuclearPower
W przypadku kopalni Rossing w Namibii (ruda 0.03%) rozbieżności są jeszcze bardziej druzgocące dla panów SLS. Otóż, kopalnia ta powinna(według formuły) zużywać 2.6 GigaWato-roku, tymczasem roczne zużycie energii tej kopalni wynosi 0.03 GigaWato-roku co skutkuje 86-cio krotnym przeszacowaniem teorii panów SLS.
Inna ciekawostka: panowie SLS dla rudy 0.01% przewidują ZEROWY uzysk uranu pomimo, że uzysk teoretyczny wynosi 70%.
Oczywiście wszystkie wyliczenia energetyczne w publikacji panów SLS, bazują na danych historycznych i odnoszą się tylko i wyłącznie do poprzedniej generacji reaktorów lekkowodnych oraz zbudowanych jeszcze w latach sześćdziesiątych energochłonnych zakładów wzbogacania uranu. Jak sami twierdzą innych danych nie mają, więc przewidują przyszłość opierając się na przeszłych osiągnięciach a nie na najnowszych. Twierdzą również, że jedyny wciąż pracujący rosyjski reaktor sodowy powielający nie jest tak na prawdę powielający, bo jak do tej pory nie powielano w nim uranu a jedynie spalano pluton. I dopiero jak zobaczą, że reaktor jest bezpieczny i powiela nowe paliwo sam dla siebie to ogłoszą całemu światu, że energia jądrowa jednak ma przyszłość (jak cena uranu nie wzrośnie do 350$/kg jeszcze za życia panów SLS to mamy przechlapane:). A tak na marginesie – po cholerę mieliby Ruscy powielać pluton w swoim BN-600 skoro na mocy traktatu rozbrojeniowego muszą redukować jego zapasy, a przecież ichnie lekkowodne wytwarzają 250 kg plutonu na łebka rocznie?
A wracając do samego raportu – znajduje się tam sporo innych, przypuszczalnie prawdziwych informacji o energetyce jądrowej, ale bez znaczenia w długiej perspektywie czasowej.
Pozdrawiam
T.K.
P.S.
Oto wspomniany artykuł Samuela McCrakena z National Review z 1988 roku.
Elektrownia Shoreham i Partyzantka Aktywistów
W zeszłym miesiącu mieszkańcy stanu Nowy Jork ubili niezły interes: nabyli elektrownię atomową Shoreham na Long Island, kompletną i prawie gotową do pracy, o wartości 5.3 miliarda dolarów za jednego jedynego dolara.
Jeśli zastanawiasz się czytelniku dlaczego właściciel elektrowni, kompania LILCO, była skłonna ją sprzedać z takim rabatem, odpowiedź kryje się w zwrocie „prawie gotową do pracy”. Wszystko czego brakuje elektrowni Shoreham to licencja operacyjna, na którą czekała od zakończenia budowy w 1984 roku. Nie ma tej licencji, ponieważ Stan Nowy Jork do spółki z hrabstwem Suffolk odmówiły wzięcia udziału w opracowaniu planów awaryjnej ewakuacji, które są wymagane w procesie przyznawania licencji przez Atomową Komisję Regulacyjną (NRC). Wcześniej tego roku, wyglądało na to, że NRC w końcu straciła cierpliwość do lokalnych władz i udzieli licencji bez ich udziału. Niestety wybawienie przyszło zbyt późno.
Przygnieciona ciężarem długów poniesionych podczas budowy elektrowni, kompania LILCO sfinalizowała ugodę na mocy której, poprzez ogromne odliczenia podatkowe, część strat pokryją podatnicy, a reszta spadnie na jej klientów.
Shoreham była w dużych kłopotach na długo przed tym jak władze stanowe oraz hrabstwa zorganizowały swój strajk. Jej budowa była niezwykłym wręcz przykładem opóźnień w branży, w której opóźnienia są na porządku dziennym. Została zamówiona w 1967, ale nie otrzymała zgody na budowę aż do 1973 roku. (Dla porównania, elektrownia Millestone Point II po drugiej stronie Long Island, zamówiona w tym samym roku co Shoreham, otrzymała pozwolenie na budowę 3 lata wcześniej.) Budowa elektrowni zajęła 11 lat. (Millstone Point II zbudowano w 5 lat.) I w końcu, wybudowanie Shoreham, jakkolwiek trudne, było łatwiejsze niż jej eksploatacja, która okazała się niemożliwa.
W tym samym czasie w Connecticut, elektrownia Millstone Point II kosztowała 424 miliony dolarów i do momentu ukończenia Shoreham zdążyła się zwrócić dzięki oszczędnościom na paliwie.
Elektrownia Shoreham stała się tak kosztowna z wielu powodów, włączając w to błędy zarządzania, uciążliwe regulacje, partyzancka taktyka aktywistów oraz wrogie nastawienie lokalnych władz. Wszystkie one funkcjonowały na zasadzie odwlekania. Odwlekanie spowodowało, że elektrownia była budowana w okresie wachań inflacji i oprocentowania kredytów. Shoreham kosztowała 4.8 miliarda dolarów więcej niż Millstone Point II.
Ostatnie i fatalne w skutkach opóźnienie było jednocześnie najbardziej nieuzasadnione ze wszystkich – opóźnienie w wydaniu licencji operacyjnej. To opóźnienie nie było narzucone przez władze federalne odpowiedzialne za bezpieczeństwo elektrowni atomowych. Nie orzekły one, że elektrownia Shoreham była niebezpieczna w eksploatacji. Po prostu lokalne władze poddały się anty-atomowej histerii.
Elektrownie atomowe podlegają standardom bezpieczeństwa, którym żadna inna technologia przemysłowa nie jest w stanie sprostać. Gdyby te standardy zastosować powszechnie, wtedy tankowce z ciekłym naturalnym gazem nie mogłyby wchodzić do naszych portów. Fabryki procesorów nie mogłyby produkować. I nawet elektrownie węglowe, które emitują więcej promieniowania niż jest dozwolone dla elektrowni atomowych, nie mogłyby działać.
I energetyka jądrowa utrzymuje ten standard. Ale gubernator Cuomo i jego sojusznicy wynaleźli coś nowego: nieskończenie wysokie standardy.
Kilka lat temu gubernator Cuomo ze współczuciem wyraził się o finansowych perspektywach kompanii LILCO – „Pozwólmy im się wykąpać. Są prywatną firmą.” W efekcie, tą kąpiel wezmą praktycznie wszyscy z wyjątkiem LILCO. To będzie zatłoczona balia. Klienci LILCO i wszyscy podatnicy będą w niej siedzieć. Tak samo jak i wszyscy mieszkańcy Long Island, którzy będą płacić z powodu niepewnych źródeł elektryczności. A skoro część zastępczej energii będzie generowana ze spalania węgla, który zabija poprzez zanieczyszczenie powietrza, niektórzy ludzie w tej balii nie będą jedynie mokrzy lecz martwi.
W branży atomowej w Ameryce panuje niezły chaos, w szczególności porównując z takimi krajami jak Francja, gdzie 55 procent elektryczności pochodzi z atomu. Część winy za to ponosi zarządzanie elektrowniami. Część ponoszą prawodawcy, którzy m.in. wymusili, że każda elektrownia musi być zaprojektowana na zamówienie i tak samo wybudowana, z uwzględnieniem setek zmian projektowych w trakcie budowy. I oczywiście wielką winę ponosi ruch anty-atomowy, który niezdolny do delegalizacji energetyki atomowej, uczynił wszystko co mógł żeby stała się nieekonomiczna. Do tego wszystkiego władze stanu Nowy Jork i hrabstwa Suffolk dodały nieposłuszeństwo wobec samego rządu.
Mają oni już swoich naśladowców na północy: Michael Dukakis próbuje uziemić elektrownię Seabrook za pomocą własnego strajku względem planów ewakuacyjnych. Większość polityków zaangażowanych w te praktyki pójdzie w górę lub wypadnie z obiegu kiedy przyjdzie płacić rachunki, ale ich nazwiska powinny zostać zapamiętane.
Samuel McCraken dla National Review, 24 czerwca 1988.
Co do zużycia energii pierwotnej a w szczególności ropy na poszczególne sektory to postaram się jakoś w przyszłości napisać oddzielny wpis. Moim zdaniem energia elektryczna do napędzania transportu jest jeszcze bardziej opłacalna i myślę że wpis o samochodach elektrycznych tez sie niebawem powinien pojawić
Co do raportu EWG. Wydawał mi się mocno podejrzany i nie mogłem potwierdzić tych danych z innymi źródłami dlatego nie podawałem nic we wpisach z tego raportu. Dzięki za skomentowanie go bo to tylko potwierdziło moje obawy.
Co do samej energii nuklearnej to jestem jak najbardziej za. wszystko co jest energetycznie opłacalne powinno być uruchomione w najbliższej dekadzie.